Most Szpiegów - ku pokrzepieniu amerykańskich serc
Nie ulega
wątpliwości, że Steven Spielberg posiada jedną z najlepszych filmografii w
historii kina. Nakręcił mnóstwo dzieł, uważanych obecnie za kultowe, które
odcisnęły piętno na popkulturę i „wychowały” niejedno pokolenie. Niestety, poziom
współczesnych dzieł reżysera zaczął się obniżać. Coraz bardziej popadają w
patos, konserwatyzm, sentymentalizm, czego przykładem jest jego najnowszy Most Szpiegów.
Jest to historia prawdziwa. Akcja filmu rozgrywa się w
latach 50. Głównym bohaterem jest James B. Donovan (w tej roli Tom Hanks),
amerykański prawnik, który zostaje powołany jako obrońca z urzędu rosyjskiego
szpiega, Rudolfa Abela (Mark Rylance). Wynik procesu jest z góry przesądzony,
jednak protagonista prowadzi nierówną walkę o sprawiedliwość dla aresztowanego.
Most Szpiegów nie
odchodzi od formuły reżysera- jest wyniośle, patetycznie, dosyć familijnie,
chwilami humorystycznie. Główny bohater żyje w świecie ogarniętym Zimną Wojną,
w którym Amerykanie i Rosjanie są pełni uprzedzeń wobec siebie. Jego zadanie jest
niesamowicie trudne, ponieważ wszyscy uważają Abela za zbrodniarza, a walkę o
jego prawa za akt zdrady. James Donovan jako jedyny nie ulega nienawiści i
konsekwentnie kieruje się Konstytucją wg której wszyscy ludzie są równi wobec
prawa. Spielberg w swoim filmie promuje piękne wartości, niestety często popada
w patos. Bohaterowie prowadzą wyniosłe dialogi, są kadrowani niczym święci, a w
tle pobrzmiewa przerysowana muzyka Newmana. Są za bardzo wyidealizowani,
uproszczeni i kontrastowi, aby można w nich uwierzyć, nie pomoże nawet dobra
gra aktorska. Jamesa B. Donovan jest chodzącym uosobieniem cnót – kochający mąż
i ojciec, przykładny obywatel oddany Konstytucji. Niemal każda postać drugo-,
trzecioplanowa jest dwuwymiarowa i pełni pojedynczą funkcję. Jedynym wyjątkiem
jest Rudolf Abel - niepozorny, skryty, inteligentny, kierujący się swoją
ideologią (niby komuch, a dobry). Spielberg popada w przestarzałe,
hollywoodzkie schematy. Świat przedstawiony jest za bardzo zero jedynkowy. W
Stanach Zjednoczonych panuje idealna pogoda, wszystko piękne i zadbane, zaś na
bloku wschodnim (w tym samym momencie) panuje zima, wszystko jest nędzne i
odpychające. W Ameryce jeniec przebywa w czystym, zadbanym więzieniu, w którym
jest szanowany, zaś w ZSRR amerykański szpieg znajduje się w najgorszej norze. Zachód
dobry, Wschód zły. Reżyser momentami stara się ukazać pewne odcienie szarości –
pozytywna postać radzieckiego szpiega, Amerykanie pełni uprzedzeń, jednak to
nie rekompensuje powyższych zarzutów.
Most szpiegów łączy
w sobie dwa ulubione style Stevena Spielberga. Jest połączeniem poważanego kina
historycznego i kina nowej przygody. Tutaj dochodzimy do kolejnej wady. Ma
niesprecyzowany styl. Jak na film nowej przygody, jest za bardzo przegadany i
porusza zbyt wiele kwestii polityczno-historycznych. Jak na film historyczny,
jest za bardzo kontrastowy, momentami infantylny. Film jest niepotrzebnie
rozciągnięty - 2 i pół godziny. Dużo niepotrzebnych (zazwyczaj kiepskich) scen
i wątków. Jest np. wątek syna Jamesa, który przygotowuje się na zagładę
nuklearną. Historia ta pojawia się nagle, jest przerysowana i prowadzi do
nikąd. Mamy także (zbyt) dokładnie ukazany wątek amerykańskiego szpiega, który
wyruszy w swoją pierwszą misję na terenie Związku Radzieckiego. Łatwo
przewidzieć dalszy bieg wydarzeń, nie ma sensu zagłębiać widza w szczegóły.
Poza niezłym aktorstwem,
do zalet można jeszcze zaliczyć warstwę techniczną. Operatorem był Janusz
Kamiński, który ponownie odwalił kawał dobrej roboty. Montaż bardzo sprawny, co
widać w bardziej dynamicznych momentach filmu. Jest kilka scen, w których
Spielbergowi udaje się wykrzesać odrobinę emocji, jak np. obiecujący wstęp,
albo finał rozgrywający się na tytułowym moście.
Steven Spielberg nakręcił zdecydowanie zbyt „amerykański”
film, podpadający wręcz pod propagandę. Operuje swoimi charakterystycznymi
stylami, których nie powinno się ze sobą łączyć. Finalnie wyszedł filmowy przeciętniaczek
ku pokrzepieniu amerykańskich serc. Tylko dla najbardziej oddanych fanów Spielberga.
Komentarze
Prześlij komentarz