Hardcore Henry-Call of Duty
Ten film nie powinien
powstać. Nie powinien powstać w 2016r. Nie powinien powstać w Rosji. Nie
powinien grac w nim Tim Roth i Sharlito Copley. Nie powinni go grac w
multipleksach i w końcu nie powinien być taki dobry.
Cyborg Henry musi uratować swoją żonę, a zarazem twórcę,
pojmaną przez psychopatycznego tyrana o telekinetycznych mocach i jego armię
najemników. Ten film hołduje zasadzie: „Im prostszy pomysł tym lepiej”. Wiec
fabuła nie jest zbyt skomplikowana, ale nie o historię tutaj chodzi. Chodzi
natomiast o rozwałkę.
Rozwałkę, która jak na moje oko, spóźniła się o dekadę. Ja rozumiem,
że dopiero od niedawna gry przestały być postrzegane przez środowisko jako
rozrywka dla mas, a nie tylko dla nerdów. Ale mimo wszystko dziwi mnie, że obecnie w napakowanym sterydami kinie blockusterowym, nikt dotychczas nie wpadł na pomysł
tego typu. Tym bardziej, że obecnie kino
filtruje praktycznie wszystkie „zajawki” świata
rzeczywistego i popkultury w ogóle.
„Hardcore Henry” to obraz nakręcony i stylizowany w stylu
gier FPS (Frist Pesron Shooter), czyli tak zwanej potocznie „strzelaniny”. Film ani nawet sekundę nie łamie swojego
narzuconego stylu, cały czas trzymając się go niczym umownego kodeksu. Czyli mówiąc w skrócie: rozpierdolu, który nie zwalnia na sekundę. Produkcja tutaj omawiana nawet odwołuje się
do pewnych gier, kopiując co ciekawsze scenki z takich serii jak „Call of Duty”,
„Far Cry”, czy „Medal of Honor”.
Estyma i stylizacja na gry komputerowe jest motorem napędowym „Hardcore Henry”. Na początku filmu obraz wręcz odcinak się od języka filmu i nie nawiązuje, ani nie odnosi się do niczego. Nawet nie mamy tutaj tego klasycznego VHS-owskiego posmaku z lat 80., który obecnie jest strasznie modny w tego typu produkcjach (patrz: „Gość, „Kung Fury” ). Po prostu ten rosyjski film naprawdę wygląda jak gra komputerowa, a my możemy przeklinać, że nie wzięliśmy z domu padów czy innych kontrolerów aby sobie urozmaicić seans.
Im dalej w seans, tym robi się coraz ciekawiej. „Hardcore
Henry” zaczyna coraz bardziej spoufalać się z kinem gatunkowym, a także
niewybrednie naśmiewać się z jego konceptów. Końcówka to już w ogóle ucieka w
jakąś paranoję satyry, która o dziwo jest smaczna i cieszy oko.
Należy podkreślić, iż film powstał w Rosji. I gwarantuje wam,
że nawet gdyby nie występowały tutaj rosyjskie dialogi to i tak byście byli
pewni, że film pochodzi z tego kraju. Reżyser jakby korzystał z memicznej i
satyrycznej otoczki jaka otacza kraj naszych sąsiadów i skutecznie ja
wykorzystuje pokazując tony dystansu i prowokując mnóstwo absurdalnych sytuacji.
Film jest przesiąknięty parodią i to jest chyba jego najlepszym plusem. Wystarczy
spojrzeć na grę Sharlito Copleya, który jest po prostu olśniewający i niesie
film na swoich barkach.
Ten film jest dziwny, ale na jego szczęście lubię dziwne
rzeczy. Na początku chciałem wystawić solidna piątkę, ale druga połowa ze
względu na swoje wyskoki w satyrę
otrzymuje +1 do oceny. Mam nadzieje, że reżyser filmu - Ilya Naishuller ma jeszcze w rękawie kilka pomysłów
tego typu. Z zaciekawieniem będę obserwował jego następne projekty.
Komentarze
Prześlij komentarz