Batman: Zabójczy Żart - Zepsuty Żart
Zabójczy Żart autorstwa Alana Moorea jest kamieniem milowym wśród
komiksów. To m.in. on rozpoczął mroczną erę komiksów, udowodnił że mogą one
posiadać głębszą treść, oraz ostatecznie zdefiniował Jokera jako doskonałe nemezis
Batmana. Zabójczy Żart mocno wpłynął
na status quo komiksów o Batmanie, stanowił inspirację do każdego filmu
aktorskiego z udziałem Jokera (z Batmanem
Tima Burtona na czele). Po prawie 30 latach fani doczekali się animowanej
ekranizacji arcydzieła brytyjskiego pisarza.
Komiks koncentruje się na postaci Jokera, większość wydarzeń
poznajemy z jego perspektywy. Odkrywamy jego tragiczną przeszłość, ideologię
którą się kieruje, oraz jego relację z Batmanem. Alan Moore po raz pierwszy
ukazał Batmana i Jokera jako swego rodzaju Ying i Yang – przeciwieństwa, które
w specyficzny sposób przyciągają się i uzupełniają. Starcie między nimi ma tym
razem inny charakter. To przede wszystkim walka dwóch ideologii - między ideą
wyznającą nadzieję, rozsądek i porządek, oraz tą głoszącą chaos, szaleństwo i
anarchię.
Głosom postaci użyczyli legendarny już Kevin Conroy w roli
Batmana i Mark Hamill w roli Jokera. Aktorzy, których możemy kojarzyć z
większości animacji i gier komputerowych o Batmanie (już od czasów Batman The Animated Series). Wykonują
tutaj po raz kolejny kawał kapitalnej roboty – Conroy ze swoim ponurym,
beznamiętnym głosem ponownie udowadnia jak powinien brzmieć Batman, natomiast
fantastyczny Hamill cytujący wspaniałe dialogi z komiksu Moorea to już istna
poezja.
Mamy ekranizację legendarnego komiksu i angaż równie
legendarnych aktorów. Czy coś mogło pójść nie tak? Niestety i to bardzo. Zabójczy Żart mimo bogatej treści posiada
jedynie 48 stron, co nie jest wystarczającym materiałem na pełnometrażowy film.
Studio zamiast wyprodukować krótkometrażowy film, wolało wydłużyć metraż
poprzez wprowadzenie zupełnie nowych wątków. Uznano, że ważną rolę w fabule
pełniła Barbara Gordon (aka Batgirl), dlatego warto było rozwinąć jej postać.
Pierwsza połowa seansu opiera się wyłącznie na wątkach wykreowanych na potrzebę
filmu. Problem w tym, że w ogóle nie odnoszą się one do wątków z Zabójczego
Żartu. Początkowo na pierwszym planie jest walka Batgirl z mafią, oraz relacja
z jej mentorem, Batmanem. Fabuła w I akcie jest banalna, oklepana do bólu,
nudna oraz absolutnie nijak nie wpływa na wątki znane z komiksu Alana Moorea.
Jakby tego było mało więź między Batgirl i Batmanem daleko odbiega od tej z
komiksów. Relacja uczennica-mentor przekształcona została w jakiś wymuszony,
niesmaczny i ocierający się o patologię romans. Dialogi są sztampowe i sztuczne.
Batman: Zabójczy Żart przez pierwsze
30 minut męczy i żenuje olbrzymią ilością banału, sztampy i tandety. Pierwsza i
druga połowa filmu opowiadają dwie kompletnie różne historie, które nijak nie
łączą się ze sobą. Druga połowa filmu to niemal całkowicie wierna adaptacja
kultowego komiksu. Zostaje odtworzona prawie każda scena, kadr w kadr włącznie
z dialogami. Podnosi to znacznie poziom scenariusza – historia w końcu budzi
emocje, skłania do poważnych refleksji i portretuje fascynującą postać Jokera,
oraz jego relację z Batmanem. Dokonano paru zmian– dodano trochę kiepskich
dialogów, trochę usunięto, oraz rozwinięto sceny akcji.
Można pomyśleć, że skoro druga połowa filmu jest prawie w
100% wierną adaptacją wspaniałego komiksu to znaczy, że będzie prezentował on
równie wysoki poziom. Niestety, poza beznadziejnymi nowymi wątkami film ma
jeszcze inny poważny problem, żenująco kiepską animację. Batman: Zabójczy Żart jest być może najgorzej wyglądającym filmem w
historii animowanych adaptacji komiksów DC. Podobnie jak poprzednie filmy, jest
to produkcja
tworzona z myślą o rynku DVD/Blu-Ray, dopiero z czasem postanowiono wpuścić go
do kin. Budżet wynosił jedynie 3,5 mln dolarów (dla porównania, Zwierzogród kosztował 150 mln), ale
nawet z takimi środkami można było dokonać dużo więcej. Batman: Zabójczy Żart nawet w porównaniu z innymi animowanymi
adaptacjami komiksów DC wygląda kiepsko, a w porównaniu do wspaniałych ilustracji Briana Bollanda z pierwowzoru wygląda wręcz koszmarnie. Poziom animacji przypomina kiepskie kreskówki z lat
90 – brakuje tutaj jakichkolwiek detali, niewielka ilość klatek na sekundę
(brakuje jakiejkolwiek płynności), efekty świetlne praktycznie nie istnieją, modele
wygenerowane komputerowo (samochodu w scenach pościgu, woda, albo karuzela)
wyglądają jak z gry sprzed 15 lat, kolory są zdecydowanie zbyt przyciemnione i
jednolite. To aż niebywałe, aby animacja oparta na tak kultowym komiksie, która
jako jedyna doczekała się premiery kinowej, wyglądała tak beznadziejnie.
Zapomnijcie o wszelkich urokach z komiksu Moorea - o fotorealiźmie, dbałości o
detale, efektownych przejściach między kadrami, intensywnej grze kolorami. Wszystko
stało się szare, przyciemnione, uproszczone, pozbawione jakiegokolwiek stylu.
Komentarze
Prześlij komentarz