Kapitan Phillips (2013) - Kontenerowiec napięcia.
O tym, że życie pisze najlepsze scenariusze nie trzeba
nikomu przypominać. Jednym z przykładów na potwierdzenie tego powiedzenia jest
właśnie film „Kapitan Phillips”, autorstwa Paul’a Greengrass’a.
Jest to kino oparte na
faktach. W roku 2009 kontenerowiec przepływający zdecydowanie za blisko
wybrzeży Somalii, ignorując instrukcję nadane przez Administracje Morską USA, został
zaatakowany przez piratów. Jak zachowalibyście się, jako kapitanowie takiego
statku? Dokładnie. Ja też nie mam pojęcia, co zrobiłbym w takiej sytuacji, ale
Richard Phillips, kapitan MV Maersk Alabama wiedział doskonale, co robić i nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Oddał
się w ręce piratów w zamian za życie swojej załogi. Zrobił to, ponieważ jak sam
mówi czuł taki obowiązek, jako kapitan. Jego bohaterskie czyny, pośrednio
doprowadziły do szczęśliwego zakończenia tej mrożącej krew w żyłach historii.
Tak w skrócie można opisać też fabułę tego dramatu, żeby nie zdradzać za wiele
tym, którzy w ogóle nie słyszeli o porwaniu (są tacy?) i chcą obejrzeć
dramatyczne kino w pełnym napięciu. Chociaż znalazły się osoby, które
zaprzeczają takiemu przebiegowi wydarzeń (istnieją wywiady z marynarzami
obecnymi wtedy na statku) to jest to historia niewątpliwie godna podziwu przez
każdego Amerykańskiego obywatela. Mimo iż biorąc pod uwagę suche fakty moim
zdaniem, była za słaba na realizacje jej w fabryce snów, to cztery lata po
wydarzeniach z 09’ roku Columbia Pictures zdecydowała się wypuścić film oparty
właśnie na tej historii.
Reżyser pokazał, że
potrafi robić dobre kino i zbudował w niej piorunujące napięcie praktycznie
przez połowę filmu. Napięcie to w ogóle ogromny atut tego dzieła. Od momentu,
kiedy piraci atakują statek widz jest wgnieciony w fotel i ekran pozwala mu z
niego wyjść dopiero, jak jest już po wszystkim. Zapoznając widza z głównym bohaterem,
pokazując jego rodzinę oraz codzienne życie tuż na początku filmu reżyser
buduje pewną więź, przez którą później, w trakcie porwania przeżywamy wszystko
jeszcze bardziej niżeli mielibyśmy być wpuszczeni w sam środek akcji. Fani
Bourn’a będą kojarzyć Paul’a Greengrass’a i co on potrafi, ponieważ nakręcił on
dwie, całkiem solidne i mogące się podobać szerokiemu gronu, części o
perypetiach tego agenta specjalnego. Na swoim koncie ma również takie filmy jak
Lot 93 czy Greenzon, więc zna się on na prowadzeniu akcji i trzymaniu widza w
napięciu. W swoim dorobku posiada także w miarę dobrze oceniany melodramat
„Sztuka Latania”, więc jest on reżyserem wszechstronnym. Ta cecha bardzo mu
pomogła przy kręceniu Kapitana Phillipsa. Film nie jest typowym kinem akcji,
lecz na pierwszy rzut oka może się takim wydawać. Jest to dramatyczna opowieść
o szarych ludziach, którzy są poddani próbie przez los. Muszą walczyć o życie,
a przecież są zwykłymi marynarzami. Przez cały film widz ma kontakt z bronią,
lecz postacie nie używają jej za często, jest ona tutaj swego rodzaju
straszakiem tylko i wyłącznie, a pełni swą role doskonale, potwierdzony naukowo
jest przecież fakt, że sama obecność broni powoduje zachowania agresywne. Widz
czuję możliwość utraty życia przez bohaterów, co jest również elementem
budowania tego doskonałego napięcia. Sytuacja uprowadzenia kontenerowca nie
jest jedynym problemem na ekranie. Reżyser subtelnie zwraca uwagę na problemy,
z jakimi boryka się trzeci świat. Widać, że piraci, którzy porywają statek nie
koniecznie są źli, a przynajmniej nie wszyscy. Z rozmów, jakie prowadzą możemy
wnioskować, że życie zmusiło ich do parania się takim „fachem”. Relacje
pomiędzy grupami bohaterów również dodają wiarygodności. Oprawcy, działają
niezorganizowanie, kłócąc się, nierzadko dając się wyprowadzić w pole
zastraszoną, lecz lepiej zorganizowaną i inteligentniejszą załogą statku.
Greengrass pokazuje nam poziom biedoty, tej majątkowej i tej edukacyjnej
mieszkańców Somali. Z pewnością był to celowy zabieg, niekoniecznie zaczerpnięty
z prawdziwych wydarzeń, ponieważ piraci nie znali na tyle języka angielskiego,
żeby mogli być zrozumiani przez zakładników. Element ten moim zdaniem sprawdził
się doskonale. Widz stara się zrozumieć czyny somalijskich piratów, przez co obraz
jest jeszcze bardziej dramatyczny. Aż dziwi mnie fakt, że scenariusz jest tak
dobrze napisany, ponieważ jego twórca Billy Ray ma na koncie produkcje nie do
końca najwyższej klasy. Najlepszy jego scenariusz, jeżeli chodzi o komercyjne
walory był chyba do ekranizacji Igrzysk Śmierci, choć podkreślam tutaj, że
chodzi o to jak film się sprzedał, ponieważ według mojego gusty filmowego był
on bardzo przeciętny. Przez to coraz bardziej upewniam się, że ta historia
wydarzyła się w takiej lub bardzo podobnej formie, w jakiej przedstawiona
została na ekranie. Aczkolwiek nie można odmówić Ray’owi dobrej roboty.
Doceniła go nawet akademia nominując jego scenariusz do Oscara.
Film oczywiście nie
zawdzięcza wszystkiego tylko i wyłącznie reżyserowi. Odpowiedzialny za muzykę
do filmu Henry Jackman zrobił kawał dobrej roboty komponując szybkie rytmy
nadające wartkości akcji, kiedy trzeba i wolniejsze, narastające brzmienia
podtrzymujące napięcie. Muzyka w tym filmie w ogóle jest też jednym z ważnych
elementów, które mocno budują całość napięcia. Dynamiczne ujęcia, zwłaszcza te
podczas abordażu też się podobają. Zdjęcia kręcone z ręki powodują bliskość
wydarzeń. Z drugiej strony mamy monumentalne panoramy kontenerowca na oceanie
indyjskim. Wszystkie elementy tego filmu składają się na końcowy efekt.
Naprawdę trudno jest przyczepić się w nim do czegokolwiek. Mimo tego, że mi
film się ogromnie podobał i uważam, że w pełni zasłużył, aby w ostatniej edycji
rozdania oscarowych statuetek dostał nominacje do filmu roku to jednak zdaję
sobie sprawę, że nie każdy widz będzie identycznego zdania. Nie jest to film
przełomowy, nie jest to arcydzieło kinematografii. Brakuje mu boskiej cząstki. Ci
mniej wrażliwi i mniej empatyczni widzowie, mimo całej akcji i napięcia będą
mogli uznać film, jako trochę przydługi, a zwłaszcza jego finał. Twórca
przesadził odrobinę z długością trwania seansu od uprowadzenia kapitana do jego
uwolnienia. Ja biorę to za plus tego obrazu i uważam, że dzięki temu zyskał tak
ogromne napięcie, ale nie każdy się w tej kwestii ze mną zgodzi.
Mimo 49 różnych
nominacji, zdobył tylko 6 nagród. Wcześniej wspomniany debiutujący aktor
drugoplanowy Barkhad Abdi wygrał nagrodę Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i
Telewizyjnych (BEFTA) oraz dwie Czarne Szpule, nagrody przyznawane przez
Fundacje na Rzecz Promocji Afroamerykanów w Filmie. Jedną za drugoplanówke, a
drugą za debiut. Billy Ray, scenarzysta zgarnął za scenariusz nagrodę
Amerykańskiej Gildii Scenarzystów. Christopherowi Rouse’owi odpowiedzialnemu za
montaż Amerykańskie Stowarzyszenie Montażystów przyznało swoją nagrodę Eddie. W
filmie został również doceniony montaż dźwięku i Amerykańskie Stowarzyszenie
Montażystów Dźwięku nagrodziło go Złotą Szpulą w kategorii: Najlepszy
montaż dźwięku w filmie pełnometrażowym - dialogi i technika ADR.
Mimo tych paru nagród w stosunku do wszystkich nominacji uważam, że został
trochę niedoceniony w ostatecznym rozrachunku. Chociaż może to wina ostrej
konkurencji, w tym roku na ekrany wszedł przecież „Wilk z Wall Street” Martina
Scorsese, „Zniewolony. 12 Years a Slave” Steve McQueen’a, czy też „Grawitacja” Alfonso Cuarón oraz parę innych tytułów z najwyższej półki. Biorąc pod uwagę wszystkie walory
filmu Greengrass’a mogę polecić go każdemu z ręką na sercu. Jeżeli lubicie
napięcie i Tom’a Hanksa to pokochacie ten obraz.
Ocena: 9/10
Komentarze
Prześlij komentarz