Agentka-It's funny because she is fat.





W tym roku mieliśmy już do czynienia z  całkiem niezłą parodią kina szpiegowskiego. Mowa oczywiście o "Kingsmanie: tajne służby". Wydawało się więc, że nie prędko doczekamy się podobnego dzieła . Tym bardziej, iż rzadko mamy do czynienia z udanym dialogiem z kinem spod znaku Bonda. Na szczęście pojawiła się "Agentka". Film który zdecydowanie można nazwać jednym z większych pozytywnych zaskoczeń tego roku.

 Susan Cooper jest skromnym i niedocenianym analitykiem pracującym dla CIA. Gdy działający w ukryciu agenci zostają zdekonspirowani, Susan musi porzucić wygodne biurko i wkroczyć do akcji. Jej zadaniem jest rozpracować szajkę handlarzy bronią i zapobiec światowemu kryzysowi. Brak doświadczenia nadrabia brawurą i nieszablonowymi metodami działania, które budzą grozę zarówno jej przeciwników, jak i przełożonych.

"Agentka" nie zadaje sobie trudu, aby zaskoczyć widza inteligentnym dowcipem wręcz przeciwnie. Paul Feig w swoim filmie za obiekt drwin wybiera grubą agentkę, która marzy o przygodach szpiegowskich i miłości rodem z filmów, a tak naprawdę jest przykuta na stałe do biurka obserwując akcje szpiegowskie. Na dodatek jest ona otoczona gronem szarmanckich samców sama będąc bezużyteczna.

Protagonistka jest nieporadna, gruba, nie umie się posługiwać gadżetami, nie ma właściwie żadnej cechy, która charakteryzowałaby tajnego agenta. Oczywiście z biegiem czasu okazuje się że Susan ma w sobie ukryty talent i predyspozycje do bycia świetnym członkiem tajnych służb. W międzyczasie jednak będziemy mieli do czynienia ze sztampowymi gagami dotyczącymi wad postaci granej przez Meliissę McCarthy.

Jednak to działa. Żarty mimo że są nie odkrywcze i dawno zgrane, to wpisane w odpowiedni kontekst feministyczny zapewniają widzowi kupę śmiechu. Oczywiście Paul Feig ma już za sobą kilka udanych feministycznych pastiszów gatunkowców. A niedawno zostało potwierdzone, iż nakręci kobiecy remake kultowych "pogromców duchów". Obeznanie w temacie Feiga skutkuje w filmie na plus, ponieważ wie kiedy należy przeszarżować żartem, a kiedy należy wyluzować. A to ważna umiejętność w tego rodzaju produkcjach.

Jeżeli chodzi o wyśmiewane klisze to nie dostaniemy tu również niczego zakasującego. "Agentka" dokonuje pastiszu klasycznych cech kina szpiegowskiego na czele z przygodami Bonda. Kinomanom może się to wydać nieco płytkie bo powszechnie wiadomo, iż kino szpiegowskie nie kończy się na przygodach słynnego agenta 007. Ale naprawdę trudno się czepiać, kiedy widzi się jak sprawnie film Paula Feiga operuje zużytymi szablonami przekształcając je w zabawne proste dowcipy.

Lecz jednak największą zaleta "Agentki" jest świetna obsada. Wspomnianej Melissie McCarthy należy oddać pod tym względem palmę pierwszeństwa. Nie należy jednak zapomnieć o aktorach jej partnerujących czyli Jude Law i Jasonie Stathamie. Obydwaj w pełni wykorzystują swój talent komediowy do podkreślenia wizji Paula Feiga. Bryluje w tym szczególnie Statham, który w swojej kreacji ironicznie odwołuje się do swojego emploi grając w filmie głupiego agenta stylu macho. Za to Law gra lalusiowatego agencika prosto z okładki czasopisma o męskiej modzie. Obydwaj są świetni.

"Agentka" przeszła w Polsce bez echa. Szczerze mówiąc mnie też odstraszał skutecznie plakat wiszący w multikinach. Jednak z ręką na sercu mogę powiedzieć, iż najnowsze dzieło Paula Feiga to tak zwana kupa śmiechu. Głupiego ,prostackiego ale i zdrowego śmiechu.
 Ocena:6/10

Komentarze

Popularne posty