Mission Impossbile: Rogue Nation-Efektywny dom starców



Żeby nie było ten film jest dobry, ba nawet bardzo dobry. Po prostu  w dyskusji o Tomie Cruise nie potrafię poruszyć bardziej oczywistego kontekstu niż jego wiek. Kiedy nasz główny bohater tej recenzji miał kilka lat temu słabszy okres wypominało mu się jego „ekscentryczną” wiarę. Dzisiaj głównym tematem dotyczącym złotego chłopca Hollywoodu jest jego starzenie się. Wiadomo starzenie się ikon kina odbywa się na dwa sposoby: dobry i zły i mam tu na myśli zarazem koncept artystyczny jak i stylistyczny. Ale tak się składa, że ostatnio kino akcji jest otwarte na „staruszków” i nie mam tu na myśli  „Niezniszczalnych”, ale najnowszego „Mad Maxa”, który został wyreżyserowany przez weterana George’a Millera. Cruise natomiast podtrzymuje tegoroczną udana passę emerytów w kinie akcji.

Skrót fabuły prezentuje się następująco: Ethan Hunt agent elitarnej rządowej jednostki Impossible Missions Force, po raz kolejny udowodni, że nie ma dla niego misji niemożliwej. Po rozwiązaniu IMF, Ethan zostaje na lodzie, sam przeciw wysoko wyspecjalizowanej sieci agentów, Syndykatowi, który jest zdeterminowany, by zaprowadzić na świecie nowy porządek. Służyć ma temu eskalacja ataków terrorystycznych. Ethan, nie mając innego wyjścia, skrzykuje starą gwardię, by stawić czoła groźnemu Syndykatowi. Dołącza do nich zdyskredytowana agentka brytyjskiego wywiadu, która może, ale nie musi, stać po stronie IMF.

Fabuła typu przystojniak vs reszta świata jest znana od dawna. Nie należy oczekiwać od najnowszego "Mission Impossible" nieoczekiwanych zwrotów akcji czy też oryginalnie skonstruowanych postaci.  Dla przykładu mamy typowego drugoplanowego śmieszka, femme fatale , złego szefa i co niestety jest standardem w dzisiejszej kinematografii: nietrafionego, schematycznego antagonistę.


Oczywiście Tom Cruise nie odpowiada za wyreżyserowanie tego projektu. Za tą działką stoi Christopher McQuarrie, który jest bardziej kojarzony  z działań na polu scenariopisarskich niż reżyserskich. To on odpowiada za jeden z największych twistów w historii kina, czyli zakończenia „Podejrzanych” (Kayser Soze!). "Mission Impossible: Rogue Nation" to jego trzeci film na stołku reżyserskim i mimo niewielkiego doświadczenia McQuarrie radzi sobie naprawdę dobrze.  Wszelkie braki w warsztacie i fabule(odpowiadał też za scenariusz) nadrabia pomysłowością i finezją. W filmie znajdzie się kilka małych trików, które są może nie tyle innowacyjne co rzadko eksplorowane w dzisiejszym kinie spod znaku wybuchów. Potwierdzeniem tego jest cała sekwencja w operze, która wręcz kipi od intensywności wbijając widza w fotel.   

Głównym mastermindem projektu jest jednak Tom Cruise, któremu poświęcę ten akapit. Filmografia wiecznego chłopca jest jedną z bardziej eklektycznych w historii kina. Tomek z niejednego pieca chleb jadł, ale na starość postanowił, ze włoży swoją pasje i pieniądze w serie "Mission Impossible". Oglądając jego poczynania w tej części,  czuć pasję jaką Cruise wkłada w swoje dzieło.  Film jest pozbawiony oklepanego CGI i green screenów.  Komputerowe efekty zastępuję naturalność. Wszelkie popisy akrobatyczne są w większości wykonywane przez 53-letnią(!) gwiazdę.   Tym samym Cruise hołduje klasyce kina akcji rodem sprzed 4 dekad.

„Rogue Nation” jednak daleko do rewelacyjnej poprzedniej odsłony serii czyli: ”Ghost Protocol”. Tegoroczna odsłona pomimo szczypty fantazji wydaje się być zbyt bezpieczna. Mało tu szaleństwa, jakiegoś zgrabnego motywu , który przełamałby monotonię szpiegowskich szarad.  Winę za to ponosi częściowo sztampowy scenariusz, który nie pozwala popuścić wodze fantazji. Owa zachowawczość powoduje, że „Rogue Nation” przy swoim poprzedniku wygląda nieco dziecinnie.

Pomimo swoich drobnych wad „Mission Impossible: Rogue Nation” to kawałek świetnego kina. Nieco schematycznego, ale dającego mnóstwo frajdy. Szkoda, że wyszedł w tym samym roku co „Mad Max” bo z chęcią przyznałbym opisywane memu tutaj filmowi tytuł: „akcyjniaka roku”, ale i tak jest bardzo dobrze

Ocena:7/10


Komentarze

Popularne posty