Mission Impossbile: Rogue Nation-Efektywny dom starców
Żeby nie było ten
film jest dobry, ba nawet bardzo dobry. Po prostu w dyskusji o Tomie Cruise nie potrafię
poruszyć bardziej oczywistego kontekstu niż jego wiek. Kiedy nasz główny
bohater tej recenzji miał kilka lat temu słabszy okres wypominało mu się jego
„ekscentryczną” wiarę. Dzisiaj głównym tematem dotyczącym złotego chłopca Hollywoodu jest jego starzenie się. Wiadomo starzenie się ikon kina odbywa się
na dwa sposoby: dobry i zły i mam tu na myśli zarazem koncept artystyczny jak i
stylistyczny. Ale tak się składa, że ostatnio kino akcji jest otwarte na
„staruszków” i nie mam tu na myśli „Niezniszczalnych”, ale najnowszego „Mad Maxa”,
który został wyreżyserowany przez weterana George’a Millera. Cruise natomiast podtrzymuje
tegoroczną udana passę emerytów w kinie akcji.
Fabuła typu przystojniak vs reszta
świata jest znana od dawna. Nie należy oczekiwać od najnowszego "Mission
Impossible" nieoczekiwanych zwrotów akcji czy też oryginalnie skonstruowanych
postaci. Dla przykładu mamy typowego
drugoplanowego śmieszka, femme fatale , złego szefa i co niestety jest
standardem w dzisiejszej kinematografii: nietrafionego, schematycznego
antagonistę.
Oczywiście Tom Cruise nie odpowiada za
wyreżyserowanie tego projektu. Za tą działką stoi Christopher McQuarrie, który
jest bardziej kojarzony z działań na
polu scenariopisarskich niż reżyserskich. To on odpowiada za jeden z
największych twistów w historii kina, czyli zakończenia „Podejrzanych” (Kayser
Soze!). "Mission Impossible: Rogue Nation" to jego trzeci film na stołku
reżyserskim i mimo niewielkiego doświadczenia McQuarrie radzi sobie naprawdę
dobrze. Wszelkie braki w warsztacie i
fabule(odpowiadał też za scenariusz) nadrabia pomysłowością i finezją. W filmie
znajdzie się kilka małych trików, które są może nie tyle innowacyjne co rzadko
eksplorowane w dzisiejszym kinie spod znaku wybuchów. Potwierdzeniem tego jest
cała sekwencja w operze, która wręcz kipi od intensywności wbijając widza w
fotel.
Głównym mastermindem projektu jest
jednak Tom Cruise, któremu poświęcę ten akapit. Filmografia wiecznego chłopca
jest jedną z bardziej eklektycznych w historii kina. Tomek z niejednego pieca
chleb jadł, ale na starość postanowił, ze włoży swoją pasje i pieniądze w serie
"Mission Impossible". Oglądając jego poczynania w tej części, czuć pasję jaką Cruise wkłada w swoje
dzieło. Film jest pozbawiony oklepanego
CGI i green screenów. Komputerowe efekty
zastępuję naturalność. Wszelkie popisy akrobatyczne są w większości wykonywane
przez 53-letnią(!) gwiazdę. Tym samym
Cruise hołduje klasyce kina akcji rodem sprzed 4 dekad.
„Rogue Nation” jednak daleko do
rewelacyjnej poprzedniej odsłony serii czyli: ”Ghost Protocol”. Tegoroczna odsłona pomimo szczypty
fantazji wydaje się być zbyt bezpieczna. Mało tu szaleństwa, jakiegoś zgrabnego
motywu , który przełamałby monotonię szpiegowskich szarad. Winę za to ponosi częściowo sztampowy
scenariusz, który nie pozwala popuścić wodze fantazji. Owa zachowawczość
powoduje, że „Rogue Nation” przy swoim poprzedniku wygląda nieco dziecinnie.
Pomimo swoich drobnych wad „Mission
Impossible: Rogue Nation” to kawałek świetnego kina. Nieco schematycznego, ale
dającego mnóstwo frajdy. Szkoda, że wyszedł w tym samym roku co „Mad Max” bo z
chęcią przyznałbym opisywane memu tutaj filmowi tytuł: „akcyjniaka roku”, ale
i tak jest bardzo dobrze
Ocena:7/10
Komentarze
Prześlij komentarz