Detektyw - "Człowiek to najokrutniejsze zwierzę."
TELEWIZJA i literatura zawsze żyły na odmiennych biegunach. Opowieści telewizyjne, czyli seriale, były od wielu lat uważane za niewymagającą myślenia prostą rozrywkę. Książki z kolei za rozrywkę dla tych z wyższych sfer intelektualnych. Polemizowałbym z tymi stereotypowymi stwierdzeniami, ale to nie tutaj. Mimo, iż poziom produkcji telewizyjnych w ostatnich latach drastycznie się podwyższył, to jednak twórcy serialowi woleli czerpać z przebogatej tradycji kina, a nie książek. Oczywiście było kilka udanych ba genialnych prób połączenia tych dwóch odległych medium (The Wire, Mad Men, Deadwood), lecz jednak prawdziwy przełom nastał w 2014. Za sprawą Luizjany, okultyzmu,a także czasu, który jest płaskim kołem.
Po pierwsze True Detective, to majstersztyk pod względem......marketingu. W tym projekcie jest kilka rzeczy, które odbiegają od standardowego produktu serialowego. A jak wiadomo inne jest zawsze ciekawe. Inne może być dobre albo złe, ale na pewno jest ciekawe. Zacznijmy może od tego, iż serial jest pisany przez jednego człowieka. Nic Pizzolato (twórca Detektywa), to pisarz który napisał scenariusz do wszystkich ośmiu odcinków. Po narracji serialu widać z jakiego medium pierwotnie wywodzi się Pizzolato, ale o tym później. Za reżyserię też odpowiada tylko jedna osoba. Cary Fukunaga przez to, iż miał pełną kontrolę nad wizualną stroną produkcji, to mógł posługiwać się specyficznym autorskim językiem. No i na końcu magnes ostateczny, który przyciągnął chyba wszystkich do produkcji czyli obsada. W rolach głównych mamy nawróconego judasza Hollywoodu, czyli Matthew McConaugheya oraz aktora, który już od trzech dekad udanie łączy w swoim portfolio kino zarówno popularne jak i autorskie czyli Woody'ego Harrelsona.
Głównymi bohaterami serialu HBO "Detektyw" są Martin Hart (Woody Harrelson) i Rust Cohle (Matthew McConaughey). Dwaj detektywi i byli partnerzy, którzy w połowie lat 90-tych pracowali w wydziale kryminalnym w Luizjanie. Prowadzili wówczas śledztwo w sprawie makabrycznego morderstwa, które mogło mieć rytualny podtekst. Podczas poszukiwań mordercy ich losy połączyły się w nieoczekiwany sposób, co doprowadziło do konfliktu. W 2012 roku zostaje popełnione podobne morderstwo. Dwóch nowych detektywów przydzielonych do sprawy postanawia przejrzeć akta z 1995 roku. Martin i Rust opowiadają im o dawnym śledztwie i swoim życiu, wyjawiając przy okazji powody, które skłoniły Cohle'a do odejścia z wydziału zabójstw w 2002 roku. Opowieści detektywów o śledztwie, zmuszają mężczyzn do powrotu do bolesnych wspomnień i świata, który dawno zostawili za sobą.
Detektyw bazuje na dwóch dziełach. Pierwszym z nim jest film "Siedem". Kultowy już thriller Davida Finchera, który również przedstawiał losy śledztwa na tle religijnym służy oczywiście jako inspiracja wizualna. Fukunaga kopiuje styl Finchera, więc Luizjana w Detektywie niczym metropolia z Siedem, jest mroczna, ciemna, szara. Choć Cory oczywiście dorzuca coś od siebie. Akcja dzieje się latem, więc Luizjana jest parna. Klimat jest tak gęsty, iż podczas oglądania rzeczywiście robi się gorąco.
Ale środki wizualne to jedno. Serial Nica Pizzolato czerpie też z konstrukcji fabularnej "Siedem". A mianowicie dużą część fabuły skupia na prywatnych losach detektywów. Przyznaje się szczerze, że podczas oglądania owa prywata bardziej mnie przyciągnęła niż śledztwo. Wynika to z tego, iż jak już podkreślałem Nic Pizzolato jest pisarzem i tworzenie ciekawych postaci jest dla niego rzeczą bardzo prostą. Oczywiście Detektyw eksploruje tylko dwie wiadome postacie. Martin jest typowym "redneckiem" który ma całkiem apetyczną żonę i dwie młode córki. Rust z kolei jest.....
Dobra czas poruszyć ten temat. Wspomniałem, iż True Detective czerpie garściami z literackiej spuścizny. Konkretnie chodziło mi o wszelakie powieści filozoficzne. Rust Cohle jest domorosłym filozofem. McConaughey w tą rolę wcielił się tak dobrze (Uważam, że Oscar dla niego był raczej nagrodą za całokształt niż za tylko Witaj w Klubie), że podaje owe treści filozoficzne w taki sposób, iż podczas seansu możecie się poczuć jak podczas nauk Arystotelesa czy innego Platona. Pizzolato czerpie z prac Nietsche, Kierkengaarda, a także pisarzy jak np: Lovecrafta. Oczywiście te treści zostają "spłaszczone" tak, aby każdy przeciętny widz zrozumiał o co Rustowi biega. Oczywiście Nic nie stara się wyważyć otwartych drzwi, więc prawdy wygłaszane w Detektywie są.....niczym nowym. Skupiają się głównie na nihilizmie. Jako, że teksty te są przetworzone przez popkulturę, to ten nihilizm wcale nie jest taki nihilistyczny. Ale w tym tkwi siła Detektywa. Ktoś, kto nie czytał wymienionych wyżej twórców, będzie traktował Rusta jako proroka. Z kolei ktoś kto zna tych autorów, doceni sposób w jaki Nic Pizzolato wplótł te treści w serialowe kadry.
Ja jako iż znam tych pisarzy, i filozofów (Lovecrafta nawet uwielbiam), to traktowałem bardziej Rusta Cohle'a jako Rusta Coehlo. Dodając do tego śledztwo, które nie było dla mnie jakieś wciągające, można by było napisać, że Detektyw jest średni i broni się tylko aktorstwem. No ale nie można. Po pierwsze dawno nie widziałem tak dobrze napisanych postaci. Po drugie dawno nie widziałem tak dobrej reżyserki. Po trzecie te odwołania. Po prostu serial stacji HBO jest tak wielopłaszczyznowy, że każdy znajdzie tu przysłowiowe "coś dla siebie".
Dla mnie ten serial, to stylowy Neo-Noir opowiadający o tym, jak bardzo zawodną istotą jest człowiek. Niby nic nowego, ale jeżeli weżniemy pod uwagę rynek serialowy, to mamy zupełnie inny wniosek. Więc mimo, iż hasło reklamowe serialu "Człowiek to najokrutniejsze zwierzę" przy nieco dziecinnym nihilizmie produkcji może śmieszyć, to kupuję tą produkcję z miejsca i polecam. Pytanie tylko co z 2 sezonem?
Ocena:8/10
Komentarze
Prześlij komentarz