Ex machina - Blade sexy runner

Wydawać by się mogło, że od lat 60, kiedy powstawały pierwsze, poważne dzieła literatury science fiction temat sztucznej inteligencji się wyczerpał. Dzisiaj, kiedy każdy z nas dzierży mini komputer w kieszeni, to podnoszenie lamentu na temat złej technologii jest trochę, jeżeli nawet nie bardzo pretensjonalne. Alex Garland rozumie to i w swoim debiucie postrzega sztuczną inteligencję nie jako zagrożenie tylko jako postmodernistyczne medium bliskie człowiekowi, na którym buduje zwiewną, fatalistyczną miłosną opowiastkę. Oto Ex Machina. 

Caleb (Domhnall Gleeson) wygrywa w firmowej loterii tygodniowy pobyt w okazałej posiadłości swojego szefa Nathana (Oscar Isaac ). Szybko okazuje się, że komputerowy geniusz, stworzył Sztuczną Inteligencję i to właśnie jego pracownik ma za zadanie ją przetestować. Chodzi o stwierdzenie czy jest to jeszcze maszyna, czy już człowiek. Ava (Znakomita Alicia Vikander) ma ciało złożone z przewodów, lecz twarz i kształty kobiety, co wcale nie ułatwia zadania. Zwłaszcza, że podczas nader częstych awarii zasilania, gdy wszystkie kamery są wyłączone, stara się zbliżyć do Caleba, to dzięki własnej seksualności, a to wzbudzając nieufność wobec gospodarza. 

Ex Machina przywołuje dzieła z różnych kulturalnych półek. Ogromna samoświadomość Alexa Garlanda pozwala mu na wiele narracyjnych sztuczek. Historia, która zaczyna się jak klasyczna opowieść science fiction z lat 80 (Caleb słucha Depeche Mode i OMD) skręca w stronę miłosnej opowieści, która z czasem zaczyna buchać niepokojącym seksualizmem. Sztuczna inteligencja w postaci Avy jest tak sportretowana, iż jej perypetie można by uznać za sequel "Vertigo" Alfreda Hitchcocka. Im dalej w film, tym Garland coraz bardziej odchodzi od technicznych gadek, a coraz bardziej koncentruje się właśnie na hitchcocowskiej erotyce pomieszanej z Science Fiction. Co pozwala na stworzenie frapującego obrazu sztucznej inteligencji. 

Z minuty na minutę mamy też do czynienia z coraz bardziej zawziętym konfliktem płci. Szorstka męskość w postaci Nathana (który wygląda i zachowuje się, jak skrzyżowanie szalonego naukowca z Danem Blizerianem) zderza się z łagodną dziecinną wrażliwością Avy. Gdzieś pomiędzy tym jest Caleb, który niczym wyjęty z typowej historyjki o młodym geniuszu jest uroczo nieporadny Owy trójkąt (A raczej czworokąt, bo należy dodać jeszcze postać służącej Nathana) porusza wszelkie tematy niezbędne dla konceptu kina science fiction. Od relacji Twórca-dzieło począwszy, kończąc na najbardziej banalnym pytaniu z obrębu gatunku Science Fiction czyli: Czy maszyny są zdolne kochać? 

Popkulturowy miszmasz ścieli się gęsto u Garlanda. Klasyczne sci-fi znajduje dialog z Hitchockiem nie tylko na poziomie wysublimowanej erotyki, ale też na poziomie dusznego, klaustrofobicznego thrilleru. Ogromna samoświadomość reżyserska pozwala twórcy "Ex Machina" na swobodne lawirowanie pomiędzy toposami nie tylko literatury i kina science fiction, ale też kina w ogóle. W filmie przewija się nawet nawiązanie do twórczości Quentina Tarantino. Nie zdradzę jakie, ale powiem, że to z pewnością jedna z moich ulubionych tegorocznych scen. 

Niewinność i zagubienie Avy zostaje tylko uwypuklone przez estetyczny styl "Ex machiny". Sterylne pomieszczenia pomieszane z eteryczną przyrodą budują niesamowity wizualny klimat. Nie można oderwać od debiutu Garlanda wzroku. Wysmakowany soundtrack od muzyków Portishead, to tylko wisienka na torcie. 

"Ex machina" udowadnia popularną tezę. W obecnym kinie Science Fiction pieniądze nie grają roli, liczy się pomysłowość. I mimo, iż ten film nie odkrywa niczego nowego, ba! Jest tylko postmodernistycznym przetworzeniem wszystkiego, co już znamy. To i tak jest to odważny, bezkompromisowy i niesamowicie udany kawałek kina spod znaku "Łowcy androidów". Każdy fan "Kosmicznego" kina będzie tym filmem więcej niż zadowolony. 

Moja ocena: 8/10 




Komentarze

Popularne posty