Recenzja premiery 5 sezonu Gry o tron-"Przyszłość jest gówniana, podobnie jak przeszłość".

Uwaga spoilery!

To nie przypadek, że w finale najnowszego odcinka "Gry o tron" Mance Ryder ginie w podobny sposób co Tywin Lannister. Teraz, kiedy główni źli odeszli serial szuka nowych antagonistów. Próbuje redefiniować swoich bohaterów na nowo, a także prezentuje nam swoisty restart uniwersum. Westeros nigdy nie było tak niestabilne, a cycki tak...ok zagalopowałem się. Pytanie jak to wpływa na poziom superprodukcji HBO?


Odcinek zaczyna się retrospekcją, gdzie mamy scenę z dzieciństwa Cersei. Oprócz oczywistego call-backu do "Zagubionych", scena ta oczywiście służy jako pogłębienie postaci córki Lannistera i wyraźnie nakreśla, że to będzie jej sezon. Po śmierci swojego ojca postać grana przez Lenę Headey wie, że teraz może liczyć tylko na siebie. Jej kazirodcza miłość do brata Jaimiego została już dawno odtrącona, więc nie może już liczyć na nikogo. Na dodatek musi chronić swojego syna Tommena, na którego już pułapkę zastawia ród Tyrellów z piękną jak zawsze Maragery na czele. Cersei mogła zgrywać kogoś ważnego mając oparcie u ojca i brata, lecz w tym sezonie będziemy mogli się przekonać, na co tak naprawdę stać naczelną bitch queen współczesnej telewizji. 

Z kolei duet Tyrion-Varys oprócz wprowadzenia do odcinka wątku humorystycznego, postanawiają wyruszyć w podróż i zawrzeć układ z Daenerys. To znaczy Varys chce, Tyrion obecnie bez żadnego celu w życiu oraz dręczony wyrzutami sumienia z powodu zabójstwa ukochanej, szuka po prostu jakiejś drogi życiowej. Mam nadzieje, że twórcy nie zaserwują nam całego sezonu spod znaku "wesołe przygody krasnala i eunucha", ale w sumie znając sympatie duetu Weiss i Benioff do sztucznego przeciągania wątków to....

Wątek Danerys to nadal nudy. Od czterech sezonów ten wątek jest największą wadą "Gry o tron". Emilia Clarke wciąż nie potrafi nadać swojej bohaterce cech, które czyniły książkowy pierwowzór świetną postacią. Na dodatek eksploracja wątku szarego robaka i Missandei, co chyba służy tylko jako tortura dla widza. Liczę na szybkie spotkanie Tyriona i Danerys, bo to może trochę ożywić ten skostniały wątek. 

Najciekawiej było za murem. Postać Jona Snowa o dziwo znajduje się obecnie w czołówce najciekawszych postaci(Mimo, iż Kit Harrington, to nadal aktorsko tartak). Twórcy ciekawie manewrują tą postacią. I, mimo iż postać bękarta Neda to tylko zbiór toposów z literatury około Tolkienowskej, to ciekawie się to ogląda. Śmierć Mance'a (Kolejne odstępstwo od książki) służy jak typowa "reklama" najnowszego 5 sezonu "Gry o tron" na zasadzie:"No ej to nowy sezon ktoś musi zginąć, nie?" 

No i tu dochodzimy do największego problemu z produkcją HBO. Czy po weselach, wydłubaniu oczu, ścinaniu głów, odcinaniu penisów scenarzyści są nas w stanie jeszcze zaskoczyć? Oczywistym faktem jest, iż najsilniejszym punktem "Gry o Tron" jest owe szokowanie. Ale czy po czterech sezonach widzowie się już nie uodpornili? Myślę, że twórcy zdają sobie sprawę  z tego, dlatego piąty sezon może być próba postawienia naszych bohaterów w nowym świetle. Tym razem dostaniemy raczej cichy psychologiczny sezon. Ja to kupuje, przecież i tak wiadomo, że "All Man Must Die".... 


Komentarze

Popularne posty