Idzie wiosna !- Czas do komputerów!

Kiedy piszę to zdanie dokładnie 4 godziny i 4 minuty (Ale mi się trafiło) dzieli mnie od premiery ostatniego sezonu „Mad Mena”. Za tydzień do seansów o piątej nad ranem (żeby zdążyć przed wykładami) dołączy „Gra o tron”. To, seriale to współcześnie najwięksi złodziej czasu, wie chyba każdy. Ale czy można się od tego uzależnić? No i czy oglądanie telewizji to naprawdę strata czasu?  


http://tiii.me/ Ta strona to jeden z tych demotywujących wynalazków. Otóż ten kalkulator z bezwzględnością wagi wyliczy nam, ile czasu spędziliśmy w naszym życiu na oglądaniu seriali. Mój wynik to 53 dni 15 godzin i 10 minut. Wynik wydaje mi się nie najgorszy. Tylko, że niektóre seriale oczywiście widziałem więcej niż raz. Taką „Rodzinę soprano” widziałem 4 razy. Inne seriale oglądam wyrywkowo i tak dalej. Ale czy mam płakać nad tym, że „zmarnowałem” gdzieś około dziewięć miesięcy życia (Plus minus coś tak wyjdzie) na gapieniu się w ekran telewizora?

Oczywiście, że cholera nie! Wszystko bierze się z tego, że seriale zawsze się źle kojarzą. Mimo, że żyjemy w czasach, gdzie produkcje telewizyjne pod względem ambicji mogą się równać z książkami, to jednak nadal myśląc „serial” masz z tyłu głowy produkcje takie jak: „Moda na sukces” czy
„Niewolnica Issaura”, więc chwalenie się wśród znajomych, ile to się seriali nie widziało , raczej nie wpływa pozytywnie na odbiór osoby w danym środowisku.

Spójrzmy na moli książkowych. Żeby nie było też lubię czytać. Ale raczej ograniczam się do 1-2 książek miesięcznie. Nie to, że głupi jestem (Jeden z najgorszych stereotypów to słynne „Nie czytasz książek, to jesteś głupi"). Po prostu rzadko znajduje coś naprawdę dobrego w tej materii. No, ale dobra, wróćmy do tematu. Jeżeli znowu rzucisz w towarzystwie, że czytasz powiedzmy 5-6 książek na miesiąc, to możliwe, wśród swoich znajomych zyskasz status Nostradamusa. Okej, ale te książki też należało przeczytać. Co oznacza również umowną „stratę czasu”. A zresztą c’mon. Sezon serialu można nadrobić w jedną nockę. Książkę raczej ciężko.

Zresztą patrząc po tym co ludzie czytają to robi się słabo. Albo są to najbardziej oklepane rzeczy (Pieśni Lodu I Ognia przykładowo), żeby się „lansować” jak to bardzo jest się na czasie. A jeżeli już ludzie znajdują coś mniej popularnego i chwalą, to podczas czytania tego „dzieła” mam cały czas na twarzy minę z cyklu: „Serio? To naprawdę może się podobać?... Komukolwiek?”

Ale co tak  naprawdę daje nam telewizja?

Po pierwsze jak wiadomo nie ma lepszego nauczyciela angielskiego niż filmy/seriale z napisami. Po obejrzeniu ośmiu sezonów „Dr House’a” i siedmiu sezonów „Chirurgów” mógłbym śmiało pracować jako recepcjonista w przychodni. Po drugie seriale też uczą innej materii. Po „Mad Menie” mam w małym palcu historię Ameryki lat 60 xx wieku. Z „Zagubionych” wiem jak przetrwać na tropikalnej wyspie. Z „The Shield” wiem jak ukraść 7 milionów. Z „Breaking Bad” wiem jak pozbywać się ciał. Widzicie, o co mi chodzi ?

Oczywiście powodów dlaczego warto oglądać seriale jest więcej. A co do marnowania czasu. Prażąc popcorn i powoli przygotowując się do premiery ostatniego sezonu „Mad Mena” uświadomiłem sobie, że oglądam ten serial regularnie od 2009 roku. Szmat czasu. Oglądając ostanie odcinki będę miał ten fakt w głowie  kiedy za sześć tygodni będę oglądał finał na pewno dostanę wysypu wspomnień z ostatnich siedmiu lat. Tych piękniejszych i tych gorszych. A kiedy wrócę do tego serialu, to te wspomnienia... one tam będą.

Tekst ten, to takie moje usprawiedliwienie, żeby mi było lepiej podczas zaliczania kolejnych nocnych rajdów z serialami. A z tej okazji, nasze ulubione produkcje wracają po zimowej przerwie postaram się za tydzień o tekst na temat „Gry O Tron”. Tak więc, do komputerów/telewizorów odmaszerować!


Komentarze

Popularne posty