Halloween 2 (1981) - Soczysty powrót.


Część druga serii "Halloween" odrobinę bardziej trafia w mój gust niż część pierwsza. Oczywiście, to nadal jest jeden z pierwszych slasherów, który irytuje zbyt długimi ujęciami, a podczas zadawania śmiertelnych pchnięć przez mordercę nie czuje się absolutnie żadnego napięcia. Jednak w stosunku do pierwszej części serii twórcy mają tutaj większe pole do popisu w popełnianych przez Myers'a morderstwach. Nie jest to już parokrotne powtórzone wbicie noża w ofiarę, ale "zło wcielone" wykreowane przez Johna Carpentera zamienia się w prawdziwego wirtuoza zbrodni. Twórcy serwują na ekranie cały spektakl wymyślnych mordów, dopinając schematy, jakimi później będą kierować się filmy naśladujące ten gatunek. Taki zabieg nadaje części drugiej nieco więcej różnorodności, więc widz jest odrobinę mniej znudzony obrazem. Same morderstwa są tutaj bardziej krwawe i sadystyczne. Na ekranie zobaczyć można: topienie we wrzątku, wbijanie igieł w oczy i podobne atrakcje. Całość, jak na rok produkcji, wychodzi całkiem realistycznie i przyzwoicie.
W tej części lepiej radzą sobie też aktorzy. Nie sposób nie dostrzec, że Jamie Lee Curtis grająca "final girl" tym razem odrobinę spuszcza z tonu i jest nieco bardziej wiarygodna. Oszczędza widzom (prawie) całkowicie krzyków, które zamiast budować napięcie, ranią nasze uszy. Chociaż może to być spowodowane tym, że nacisk w filmie od początku jest bardziej położony na Michael'a Myers'a. Jej po prostu przydzielono mniej scen, niż w poprzedniej serii. Jeżeli już przy Michaelu jesteśmy, to reżyser zastosował bardzo interesujący zabieg - miejscami ukazuje nam punkt widzenia antagonisty. Dzięki takim przeskokom możemy bardziej wczuć się w to, co dzieję się w obrazie i poczuć klimat, który trzeba chwytać, kiedy tylko się da, ponieważ w następnych scenach może rozpłynąć się w powietrzu. Psychopatycznego dwudziestojednolatka na ekranie jest w dwójce więcej. Niektórzy mogą twierdzić, że dzieje się to kosztem klimatu, ale ja i tak czułem go niewiele. Jest więcej soczystych uśmierceń, a mniej szkolnego budowania napięcia. Współczesny widz, którego nie ruszają starsze obrazy, będzie nieco bardziej zaangażowany. Zmiana, gdy ogląda się ten film w roku 2015, jest jak najbardziej korzystna.
Generalnie - pomysł bezpośredniej kontynuacji Halloween'owego wieczoru z części poprzedniej był strzałem w dziesiątkę. Twórcy oszczędzają nam żmudnego przedstawiania nowej ekipy nastolatków do wyrżnięcia i płynnie wrzucają nas w sam środek akcji kontynuując wydarzenia z jedynki. Dziwi tylko fakt, że Michael Myers nadal żyje i - jak wiemy -  a może przekonacie się dopiero sami, będzie żył dalej mimo kilkunastu już ran postrzałowych i innych „ciekawych” przygód. Na koniec wspomnę o tym, że muzyka nadal wpada w ucho. Warto siąść do tego obrazu właśnie ze względu na main theme albo jeżeli jesteś fanem gatunku. W innym wypadku polecam tylko jako ciekawostkę, a przeciętny odbiorca raczej się wynudzi.

Komentarze

Popularne posty