Halloween 6: Przekleństwo Michaela Myersa- Prędzej przekleństwo marki
Każdy kto pamięta zakończenie „Halloween 5: Zemsta Michaela
Myera” wie, że musiał powstać sequel. W poprzedniej części tajemniczy mężczyzna
w czerni zaatakował posterunek policji i uwolnił zamkniętego tam Michaela
Myersa. Po raz kolejny morderca grasuje w mieście Haddonfield i zbiera krwawe żniwo
w święto Halloween.
„Halloween 6:
Przekleństwo Michaela Myersa” miał premierę w 1995 roku, w jednym z najgorszych
okresów dla slasherów (gorsza jest tyko obecna dekada). Był to ten czas, w
którym powstawały odległe sequele popularnych horrorów z lat 70 i 80. Seria
„Halloween” podzieliła los niemal każdej serii slasherów. Horrory zaczęły
przypominać telenowele, nieustannie powstawały kolejne sequele kończące się
naciąganym cliffhangerem, z coraz to bardziej absurdalnymi pomysłami na
urozmaicenie serii. Poza horrorami Wesa Cravena („Nowy Koszmar Wesa Cravena” i
„Krzyk”) w tej tematyce nie powstało właściwie nic godnego uwagi.
„Halloween 6: Przekleństwo Michaela Myersa” posiada podobne
wady, co kontynuacje „Piątek 13 -go”, Hellraiser”, czy „Teksańska masakra piłą
mechaniczną”. Fabuła to kolejna powtórka z rozrywki, starano się urozmaicić
film paroma nowymi pomysłami - niekoniecznie dobrymi. Michael znów atakuje
nastolatków, stara się zabić ostatnich członków swojej rodziny, jednak tym
razem wyjaśniono motywy jego działania i kilka niejasności z poprzedniej
części. Okazuje się, że w całą sprawę zaangażowana jest tajemnicza, pradawna
sekta, która ma wpływ na mordercę. Problem w tym, że poza piątą częścią nigdy
wcześniej nie wspomniano o tym wątku, można odczuć że to pretekst do kolejnych
części. To rozwiązanie odziera postać Myersa z tajemniczości. W pierwszych
częściach Micheal budził grozę, ponieważ nie znaliśmy, ani nie rozumieliśmy
jego motywów, oraz jego nadludzkich właściwości. Jest to jedyna część serii,
która powstała w dwóch wersjach - producenckiej i kinowej. Producencka skupia
się na sekcie, oraz odkrywa kolejne sekrety Myersa. Wersja ta okazała się tak
nieudana, że postanowiono nakręcić film jeszcze raz, z większym naciskiem na
zabójcę i akcję. Ta druga wersja doczekała się premiery w kinach i jest dużo
bardziej popularna. Obie są jednak kiepskie, ale z różnych przyczyn. Oryginalne
wydanie posiada absurdalny scenariusz, kiczowaty wątek sekty, oraz kompletnie
zmienioną postać Myersa. Kinowa jest po prostu sztampowym i nielogicznym
slasherem z chaotycznym scenariuszem.
Rażące są liczne nieścisłości w stosunku do poprzednich części.
Wg tego filmu Michael jest odpowiedzialny za śmierć niemal całej rodziny i z
nieznanych przyczyn oszczędził swoją siostrzenicę, Jamie. W poprzednich
częściach nawet o tym nie wspomniano. Na dodatek bez wyjaśnienia (w wersji
kinowej) zniknęły wszystkie blizny dr Loomisa, które były zawsze widoczne po
wydarzeniach z drugiej części.
Aktorstwo prezentuje się najwyżej przeciętnie, sytuacji nawet
nie ratuje Donald Pleasence, który wydaje się być już zmęczony rolą dr Loomisa.
Przykro, że to ostatnia rola w życiu aktora. Postacie są nudne, nie angażują.
Muzyka z każdą kolejną częścią jest coraz gorsza - utwory znane z filmu
Carpentera zostały przerobione na bardziej młodzieżowe (elektryczne, gitarowe
brzmienia). Film ani na chwilę nie trzyma w napięciu, jump scearsy są
przewidywalne, niczym nie zaskakuje. Fani horrorów gore mogą docenić niektóre
groteskowo brutalne sceny morderstw (w wersji kinowej), jednak trudno to nazwać
zaletą.
„Halloween 6: Przekleństwo Michaela Myersa” to jeszcze
gorsza kontynuacja. Seria traci sens, scenariusz widocznie był przerabiany,
wszystko prezentuje coraz niższy poziom. Co jest jednak najgorsze? Film kończy
się kolejnym cliffhangerem. Ile można?
Komentarze
Prześlij komentarz