John Wick(2014) - Jeden człowiek i mafijny świat trzęsie portkami

"Neo" najwidoczniej znudził się ratowaniem świata z wizji cybernetycznej zagłady. Odszedł z matrixa, następnie "rzucił" Trinity i zmienił troszeczke branżę, ale nie skończył z zabijaniem, ojj nie.


"John Wick" (bo tak nazywa się tytuł i główny bohater, którego gra lubiany przez wielu Keanu Reevs), to film o najlepszym płatnym zabójcy w USA, który dla ukochanej żony wycofał się z biznesu. Po jej śmierci, nie może w spokoju oddać się żałobie, z powodu niezbyt rozgarniętego, zadufanego w sobie i przygłupiego syna rosyjskiego mafiozy(Alfie Allen jako Iosef Tarasov), który kradnie jego kochanego mustanga i zabija psa. "Amerykański Killer"(mowa o Wicku) w przeciwieństwie do naszego, nic nie robi przypadkowo. Jest precyzyjny, szybki i zabójczo skuteczny.

Oczywiście kochany tatuś Viggo(Michael Nyqvist) rządzi twardą ręką, ale zwyrodniałym ojcem nie jest, kiedy dowiedział się o tym jak bardzo lekkomyślnie postąpił syn, postanawia go chronić. No i akcja rozkręca się na dobre.


Czas na zredagowanie fabuły tego podrzędnego akcyjniaka, który fakt faktem zmierza w dobrym kierunku. Dałbym w łeb reżyserom(David Leitch, Chad Stahelski) za banalnie skonstruowaną historyjkę. Zdołały mnie jednak urzec motywy, jakimi kierował się główny bohater. Otóż nie była to "czystej rasy" vendetta, a jedyna właściwie możliwość odpłacenia się za utraconą nadzieję. Nie była to pogoń za zabójcą psa tylko idei, która w nim była. I to w zasadzie jedyne, bardziej złożone smaczki w filmie, dalej niestety, nie ma ani krzty emocji. Żadnych ciekawych twistów czy scen wzbudzających napięcie(które raczej znajdziecie w kontakcie, a niżeli w tym filmie). Jedyne co w miarę skupia uwagę i przyciąga wzrok, to ciągła strzelanina, świstające kule i zmiana magazynków. Aaa, znajdziemy jeszcze połamane ręce i skręcone karki. Cudownie!

Kurde i o czym ja mam dalej pisać... drażni mnie to, że już praktycznie temat został wyczerpany i na wskroś prześwietlony, ponieważ produkcja jest płytka, jak brodziki pod prysznicami, nad czym osobiście ubolewam, bo chciałbym wynieść z tego filmu coś więcej niż kilka ran postrzałowych. Keanu Reevs zagrał tutaj świetną  rolę według mnie, chociaż mam wrażenie, że jedyne o czym myślał lub zdołał myśleć, to jak dotrzeć do celu. No ewentualnie jeszcze "gdzie ja kur** schowałem tego gnata". 

Najbardziej chyba z tego całego motłochu wrażeń i jakże niebanalnych scen, podobała mi się muzyka, którą zajął się Tyler Bates. Powiem wam szczerze, że bardzo dobrze mu to wyszło, bo sprawił, że film, który jest totalnym średniakiem jako akcyjniak, a prawie totalnym zerem jako dreszczowiec, stał się odrobinę ciekawszy i spowodował to, że jakoś przyjemniej można było przyglądać się tej rozwałce na ekranie.

Podsumowując "John Wick" nie jest świetnie skonstruowanym filmem akcji, ma pełno niedoróbek, ale jego atutem jest to, że niewątpliwie nie męczy. Nie jest to produkcja przy której trzeba jakoś specjalnie myśleć, a jego prostolinijność aż bije po oczach. Powiem krótko, jeżeli nie macie co zrobić z wolnym czasem, a przy okazji mieliście nadzieję, że Reevs powróci w nowej odsłonie, to zachęcam do obejrzenia.

Moja ocena: 6/10




Komentarze

Popularne posty