Pięćdziesiąt twarzy Greya - Zimny prezes Grey i jego nowa zabawka...
Mam wrażenie, jakby cały damski świat czekał ze śliną w ustach, na premierę tej jakże wspaniałej produkcji (czujecie tę ironię, co?). Z góry uprzedzam fanatycznie nastawione fanki, że nie, nie czytałem książki.
Cały czas pisząc tę recenzję zachodziłem w głowę pod jakim kątem mam właściwie ocenić ten film. Było to o tyle trudne, że nie jest to moja tematyka, ale skoro obejrzałem, to musiałem podjąć rękawice. Zacznijmy więc od fabuły, która jest niewyobrażalnie prosta!
Streszczę ją trochę bajkowo. Pewnego razu Panna Steel wpada z wizytą do Prezesa Greya. Na spotkaniu wpadają sobie w oko i bajerka zaczyna się kręcić. Zbędnie doszukiwać się tam twistów czy jakiś ciekawych wątków trzymających napięcie, bo jedyne co was może trzymać w napięciu, to długa kolejka do toalety w kinie. Reżyserią tego pornomistycznego czegoś jest Sam Taylor-Johnson. Niezbyt doświadczona reżyserka, która bądź co bądź nie podołała tej produkcji. Sądzę, że oprócz głównej bohaterki, ona także powinna dostać solidnego klapsa na goły tyłek!
Co do bohaterów, to mamy tutaj doświadczonego poskramiacza feministek i niezbyt rozgarniętą szarą myszkę. Czołowa postać to Christian Grey (Jamie Dornan), którego charakter sklasyfikowałbym na maniakalnego dominatora z domieszką enigmy. Chłopak jest strasznie tajemniczy, a jego władczość i chęć stawiania na swoim, aż bije po oczach. Po drugiej stronie barykady mamy natomiast Anastasie Steele, którą gra Dakota Johnson. I na tym mógłbym zakończyć opis jej postaci, ponieważ jest nijaka, bez wyrazu, własnego zdania, czegokolwiek. Aa przepraszam, ma swojego małego, starego garbusa. Zawsze coś!
Jednakże to wszystko nie umywa się do jednej sceny w tym filmie, gdzie na przemian wyłem ze śmiechu lub z irytacją mówiłem, że to jakiś nonsens i totalny banał. Mianowicie chodzi mi o moment, w którym szanowny prezes Gay... przepraszam Grey, postanawia się zabezpieczyć w sposób prawny (oprócz lateksowego) i przedstawia swojej przyszłej ofierze czy tam partnerce (mała różnica) umowę do podpisania, która dotyczy tego, w jaki sposób będą sobie mogli pobaraszkować. No co jak co, ale żeby podpisywać umowę na uprawianie sprośnego seksu?! To tani i niezbyt smaczny żart.
Podsumowując ten niespełniony sen połowy kobiet, dziewczyn i Bóg wie kogo jeszcze. Mam wrażenie, że ta produkcja, to po prostu marzenie o teoretycznie poukładanym, bogatym facecie, który okazuje się być zwariowanym oligarchą na punkcie smyrania i walenia pejczem po dupach własnych partnerek. Film poleciłbym co najwyżej starym małżeństwom, żeby przypomnieli sobie, że można inaczej niż po bożemu pod kołderką. W innych przypadkach nie polecam, bo nie warto. Szkoda czasu.
Moja ocena: 1/10
Streszczę ją trochę bajkowo. Pewnego razu Panna Steel wpada z wizytą do Prezesa Greya. Na spotkaniu wpadają sobie w oko i bajerka zaczyna się kręcić. Zbędnie doszukiwać się tam twistów czy jakiś ciekawych wątków trzymających napięcie, bo jedyne co was może trzymać w napięciu, to długa kolejka do toalety w kinie. Reżyserią tego pornomistycznego czegoś jest Sam Taylor-Johnson. Niezbyt doświadczona reżyserka, która bądź co bądź nie podołała tej produkcji. Sądzę, że oprócz głównej bohaterki, ona także powinna dostać solidnego klapsa na goły tyłek!
Jednakże to wszystko nie umywa się do jednej sceny w tym filmie, gdzie na przemian wyłem ze śmiechu lub z irytacją mówiłem, że to jakiś nonsens i totalny banał. Mianowicie chodzi mi o moment, w którym szanowny prezes Gay... przepraszam Grey, postanawia się zabezpieczyć w sposób prawny (oprócz lateksowego) i przedstawia swojej przyszłej ofierze czy tam partnerce (mała różnica) umowę do podpisania, która dotyczy tego, w jaki sposób będą sobie mogli pobaraszkować. No co jak co, ale żeby podpisywać umowę na uprawianie sprośnego seksu?! To tani i niezbyt smaczny żart.
Podsumowując ten niespełniony sen połowy kobiet, dziewczyn i Bóg wie kogo jeszcze. Mam wrażenie, że ta produkcja, to po prostu marzenie o teoretycznie poukładanym, bogatym facecie, który okazuje się być zwariowanym oligarchą na punkcie smyrania i walenia pejczem po dupach własnych partnerek. Film poleciłbym co najwyżej starym małżeństwom, żeby przypomnieli sobie, że można inaczej niż po bożemu pod kołderką. W innych przypadkach nie polecam, bo nie warto. Szkoda czasu.
Moja ocena: 1/10
Komentarze
Prześlij komentarz