Turysta-Sceny z życia małżeńskiego.

Mimo, tytuł recenzji odsyła do filmu Ingmara Bergmana, to najnowszy film Rubena Östlunda nie ma zbyt dużo wspólnego z kinem słynnego szweda. Emocje w Turyście nie wybuchają, są trzymane w ryzach. Są to ryzy luźno gatunkowe. Mamy tutaj do czynienia z misz-maszem, którego tematyczna trajektoria odbija się po różnych półkach gatunkowych europejskiego kina. Począwszy od wizualnych cytatów z Kubricka przez cywilizacyjne rozstępy Feliiniego, cytatach z francuskiej nowej fali, gdzieś tam jednak odbijających się w tle Bergmaryzmów (Słowo wymyślone przez mnie),niszczącej przyrody Herzoga, kończąc na łagodnej satyrze Allena. To jest właśnie Turysta. W swojej prostocie piękny, w tematyce nieokiełznany.

Tomas (Johannes Kuhnke) i Ebba (Lisa Loven Kongsli) wyjeżdżają razem z dwójką dzieci Verą (Clara Wettergren) i Harry’m (Vincent Wettergren) na narty w francuskie Alpy. Szczęśliwa rodzina, kochające się małżeństwo. Mimo to, podczas drugiego dnia wypoczynku, ich radość znika. W trakcie obiadu w restauracji przy stoku, Tomas zauważa sztucznie wywołaną lawinę. Jako, że znajdują się na balkonie czy tarasie knajpki, szybko pokazuje dzieciom to, niewidziane przez nich jeszcze, zjawisko. Pomimo, że Ebba kilkakrotnie pyta się męża, czy aby na pewno jest to bezpieczne, Tomas oznajmia, że przecież „oni wszystko mają pod kontrolą”. Gdy lawina znajduje się już bardzo blisko restauracji w lokalu wybucha chaos. Ebba chwyta dzieci, osłania je, a Tomas… chwyta swoje rękawice i Iphona uciekając do zadaszonej części lokalu. Pomimo, że nikomu nic się nie stało, gdyż masa śniegu zatrzymała się, zachowanie męża wytrąca kobietę z równowagi na resztę wyjazdu.

Turysta kupił mnie przede wszystkim mnogością tematów. Po opisie fabuły można śmiało wyrysować tropy interpretacyjne, po których należy się poruszać, aby poprawnie odczytać obraz Rubena Östlunda. Otóż najnowszy film twórcy „Gry” opowiada o takich zagadnieniach jak kryzys męskości(Nawiasem mówiąc uważam, że ta produkcja wyeksplorowała ten temat tak mocno, mogę to porównywać tylko z Rodziną Soprano), problemy z komunikacją, wyśmianie sztuczności „wyższych” sfer – wyraźnie widzimy, nasze małżeństwo nie zarabiają groszy. Problemy z cywilizacją, a także delikatna satyra na instytucje małżeństwa.

Oczywiście, mimo iż bohaterowie Turysty służą Rubenowi jako poligon wojskowy, na którym może ćwiczyć swoje odwołania, to mimo wszystko darzy swoje postacie ogromnym szacunkiem. Wplątując ich w kolejne małżeńskie ”odpryski” zachowuje ludzką twarz dojrzałego twórcy i mimo,   iż czasem mamy wrażenie, że kłopoty, które spotykają nasze małżeństwo (a szczególnie ich nie jako „lustrzane odbicie”, czyli małżeństwo przyjaciół Tomasa i Elby, które pojawia się pod koniec I aktu) są po prostu rubasznym śmiechem reżysera, to tak nie jest. Twórca Turysty doskonale rozumie jakie zwarcia istnieją na kanałach komunikacyjnych w XXI wieku i boleśnie je obnaża. Jednocześnie czyni to na przykładzie zdawałoby się najsilniejszej tkanki relacji ludzkich, czyli małżeństwie boleśnie dokonując precyzyjnej wiwisekcji tej relacji udowadniając jej słabość w dobie znikomego maskulinizmu i cywilizacyjnej sieczki, z jaką mamy do czynienia na co dzień.

W pierwszym akapicie użyłem kilka mocnych nazwisk, więc czas się z tego wytłumaczyć. Tak więc górskie krajobrazy i destabilizacja więzi rodzinnych, muszą każdemu kino maniakowi kojarzyć z „Lśnieniem” . Jasne Tomas nie biega w Turyście z siekierą jak Jack Nicholson ponad trzy dekady temu. Ale widać szczególnie podczas ujęć w plenerze, że Östlund hołduje Kubrickowi. Warto też dodać, że twórcy Turysty i Lśnienia dzielą zamiłowanie do muzyki klasycznej. Podczas seansu usłyszymy wielokrotnie fragmenty słynnej kompozycji Antonio Vivaldiego "Cztery Pory roku"  Rozstępy cywilizacyjne najlepiej pokazywał Federico Fellini w swoich neo-realistycznych arcydziełach. Turyście najbliżej do ogólnego konceptu myśli Felliniego, lecz jednak jakbym miał wskazać konkretny tytuł to wskazuje „Słodkie Życie”.

Obraz ten również mówił o słabości mężczyzn i ich kondycji psychicznej na skraju rewolucji obyczajowej (Słodkie życie pochodzi z 1960r. Poczytajcie sobie trochę o tych czasach albo pooglądajcie Mad Mena). Herzog wielokrotnie pokazywał, iż przyroda niszczy człowieka zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie. Tu widzimy jak sztuczna co prawda lawina niszczy uczucia ludzkie. No i w końcu Allen. Kiedy obraz zrywa się emocjonalnie, to mamy do czynienia z typową filmową wizytą u psychologa w krzywym zwierciadle. Czyli to, co tak bardzo charakteryzuje kino twórcy Manhattanu.  Z kolei, mimo iż film ucieka od dorobku Bergmana jak tylko może, to i tak mamy półminutowe wstawki, w których  bohaterowie wpatrują się w lustra, śnieg, i tak dalej. Skądś to znam.

Film stosuje także naprawdę innowacyjną narracje. W kinie autorskim w ostatnich latach coś takiego rzadko się zdarza. I, mimo iż twórca Turysty hołduje klasykom to na pierwszym miejscu jednak stawia własną oryginalną wizję. Skutkuje to naprawdę kilkoma(nie boję się użyć tego słowa)genialnymi scenami.

Podsumowując Turysta to mały-wielki film. Prosty jak budowa cepa jednocześnie tematycznie głęboki. Długo się biłem z oceną. Myślałem nad dziewiątka, ale jednak Johannes Kuhnke, czyli odtwórca roli Tomasa, jest po prostu słaby. Tak słaby,że niemal psuje swoim przesadzonym aktorstwem puentę filmu. Film szczerze polecam każdemu, kto lubi inteligentne gry z reżyserem, a także tym co lubią trochę pogłówkować. Zakończenia nadal nie rozumiem. Kobiety są słabe? Za prosto jak na tak wielki film, oj za prosto.

Ocena:8/10 

Komentarze

Popularne posty