Pingwiny z Madagaskaru-Nie tak słodkie słodziaki z Central Parku
W kreskówkowych uniwersach XXI wieku, zazwyczaj atencja jest poświęcana postaciom drugoplanowym. Kiedy powtarzam sobie Shreka, nie robię tego po to, aby pooglądać miłosne potyczki zielonoskórego ogra, ale raczej po to ,aby przypomnieć sobie riposty Osła i Kota w Butach. Ale uniwersum Madagaskaru, to rzecz naprawdę wyjątkowa. Chyba tylko zagorzali fani pamiętają imiona czterech zwierzaków, które były osią fabuły pierwszej części. No ale wszyscy pamiętają słodkie pingwinki i ekscentrycznego króla Juliana. Co zaowocowało serialem, który dobrze się sprzedał, a to z kolei musiało się przełożyć na film kinowy, który okazał się...
Może najpierw się usprawiedliwię. Nigdy nie byłem fanem ani Madagaskaru, ani pingwinów, ani króla Juliana. Dosyć bolesna opinia, rzadko spotykana w ciągu ostatnich lat. Według mnie humor w tym uniwersum jest zbyt prosty (Nie mylić z prostackim) wykładający wszystko na tacy. Trochę tak, jakby twórcy bali się, że widz nie zrozumie ich intencji. Tak jest też w tym filmie. Żarty są proste, niewymuszone oklepane i schematyczne. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że film jest przeznaczony dla naprawdę małych dzieci i nie można zbytnio szarżować z aluzjami i tym podobnymi środkami stylistycznymi. Ale biorąc pod uwagę śmiech na sali kinowej, a właściwie jego brak, to można sobie zadać pytanie "co poszło nie tak?".
Skrót fabuły wygląda następująco: Pingwiny łączą siły z tajną organizacją Północny Wiatr przeciwko czarnemu charakterowi, który chce zniszczyć świat. I to jest cała oś fabularna, którą film pielęgnuje przez półtorej godziny. W ciągu tego czasu przypomnimy sobie wszystkie zabiegi fabularne jakie znamy. Czyli po kolei: zderzenie dwóch odmiennych ze sobą grup, które w gruncie okazują się takie same, morał o tym, że nie ważne jak duży jesteś wzrostem ważne jakie masz serce. Czy może najbardziej oklepane chyba: Zło nie istnieje, jest tylko wytworem pogoni ludzkich za materializmem.
Naprawdę z Pingwinami mam ogromny problem. Z jednej strony porusza oklepane, ograne treści. Z drugiej strony tych treści nigdy nie za dużo. Wiadomo, iż animacje od początku miały pełnić funkcje dydaktyczną, a dopiero potem rozrywkową. W ostatnich latach nieco się te proporcje odwróciły. No ale będąc w kinie i obserwując reakcje tych najmłodszych nie byłem do końca przekonany że "chwytają" przekaz animacji, a cieszą się zwyczajnie, bo obserwują znane postacie na dużym ekranie nie poświęcając się zbytnio historii.
Warto jednak zaliczyć na plus brak wulgarności. Dzisiaj animacje starając się być zarówno atrakcyjne dla młodszych jak i starszych odbiorców, sięgając po kontrowersyjne żarty, próbując je jakoś ukryć, aby młodsza widownia ich nie dostrzegła. Niektórym wychodzi to lepiej(Toy Story), niektórym gorzej(Shrek). Często są one na granicy dobrego smaku i są niczym więcej niż prostackim hakiem. No właśnie humor...
W najnowszej produkcji studia DreamWorks tak jak wspomniałem na początku mamy do czynienia z humorem prostym, który nie wymaga jakiejś wielkiej znajomości światka popkultury. Żarty są proste i podobnie jak w serialu działają na koncepcji, że słodkie pingwiny wykonują ćwiczenia wojskowe niczym prawdziwy pluton wojskowy.
Ok, więc tak, daję pięć. Gdybym był jednak młodszy o te kilkanaście lat dałbym siedem. Film może być nie lada gratką dla dzieci. Lecz raczej nie śpieszyłbym się do kina na ten eksperyment. Raczej poczekałbym, aż jakaś stacja telewizyjna raczy wyemitować ten film. Co biorąc pod uwagę nośność marki nastąpi raczej szybko.
Ocena:5/10
Może najpierw się usprawiedliwię. Nigdy nie byłem fanem ani Madagaskaru, ani pingwinów, ani króla Juliana. Dosyć bolesna opinia, rzadko spotykana w ciągu ostatnich lat. Według mnie humor w tym uniwersum jest zbyt prosty (Nie mylić z prostackim) wykładający wszystko na tacy. Trochę tak, jakby twórcy bali się, że widz nie zrozumie ich intencji. Tak jest też w tym filmie. Żarty są proste, niewymuszone oklepane i schematyczne. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że film jest przeznaczony dla naprawdę małych dzieci i nie można zbytnio szarżować z aluzjami i tym podobnymi środkami stylistycznymi. Ale biorąc pod uwagę śmiech na sali kinowej, a właściwie jego brak, to można sobie zadać pytanie "co poszło nie tak?".
Skrót fabuły wygląda następująco: Pingwiny łączą siły z tajną organizacją Północny Wiatr przeciwko czarnemu charakterowi, który chce zniszczyć świat. I to jest cała oś fabularna, którą film pielęgnuje przez półtorej godziny. W ciągu tego czasu przypomnimy sobie wszystkie zabiegi fabularne jakie znamy. Czyli po kolei: zderzenie dwóch odmiennych ze sobą grup, które w gruncie okazują się takie same, morał o tym, że nie ważne jak duży jesteś wzrostem ważne jakie masz serce. Czy może najbardziej oklepane chyba: Zło nie istnieje, jest tylko wytworem pogoni ludzkich za materializmem.
Naprawdę z Pingwinami mam ogromny problem. Z jednej strony porusza oklepane, ograne treści. Z drugiej strony tych treści nigdy nie za dużo. Wiadomo, iż animacje od początku miały pełnić funkcje dydaktyczną, a dopiero potem rozrywkową. W ostatnich latach nieco się te proporcje odwróciły. No ale będąc w kinie i obserwując reakcje tych najmłodszych nie byłem do końca przekonany że "chwytają" przekaz animacji, a cieszą się zwyczajnie, bo obserwują znane postacie na dużym ekranie nie poświęcając się zbytnio historii.
Warto jednak zaliczyć na plus brak wulgarności. Dzisiaj animacje starając się być zarówno atrakcyjne dla młodszych jak i starszych odbiorców, sięgając po kontrowersyjne żarty, próbując je jakoś ukryć, aby młodsza widownia ich nie dostrzegła. Niektórym wychodzi to lepiej(Toy Story), niektórym gorzej(Shrek). Często są one na granicy dobrego smaku i są niczym więcej niż prostackim hakiem. No właśnie humor...
W najnowszej produkcji studia DreamWorks tak jak wspomniałem na początku mamy do czynienia z humorem prostym, który nie wymaga jakiejś wielkiej znajomości światka popkultury. Żarty są proste i podobnie jak w serialu działają na koncepcji, że słodkie pingwiny wykonują ćwiczenia wojskowe niczym prawdziwy pluton wojskowy.
Ok, więc tak, daję pięć. Gdybym był jednak młodszy o te kilkanaście lat dałbym siedem. Film może być nie lada gratką dla dzieci. Lecz raczej nie śpieszyłbym się do kina na ten eksperyment. Raczej poczekałbym, aż jakaś stacja telewizyjna raczy wyemitować ten film. Co biorąc pod uwagę nośność marki nastąpi raczej szybko.
Ocena:5/10
Moja ocena to 8/10 :) Z chęcią za jakiś czas ponownie wrócę do tego filmu:)
OdpowiedzUsuń