Mad Max 2: Wojownik szos - Od buntownika do bohatera.



Post apokaliptyczną sagę George'a Millera można potraktować jako wzorcową ewolucje studium bohatera. W Pierwszej części Max był romantykiem, tutaj z zbuntowanego upadłego  gliniarza (kino Noir się kłania) przeradza się w wyzwoliciela ludu, który godzi się z stratą swojej rodziny. Wszystko to jest uwypuklone niesamowitym klimatem. Nieco przytępiony w pierwszej części Max w końcu gryzie.

Pierwsza część, była nieco spokojna i jednocześnie poparta specyficznym popkulturalnym "śmietniskiem" lat 70. Druga część jest już za to pełna akcji. W kliku pierwszych minutach Max zdąży wziąć udział w pościgu, rozwalić oponentowi głowę kijem bejsbolowym a na dodatek dokonać jedną z największych klisz kina akcji, czyli poznać przypadkowego wroga, który stajnie się jego towarzyszem. Oczywiście postaci granej przez Mela Gibsona pod względem przemocy daleko do takich tuz kina akcji jak: Robocop czy Rambo, ale można wysnuć stwierdzenie, iż w końcu szalony Max jest szalony.

W końcu też mamy do czynienia z namacalnym klimatem. W pierwszej części ze względu na ograniczenia budżetowe krajobraz światu post apokaliptycznego ograniczał się do pustych dróg i brudnych radiowozów. W sequelu jest inaczej. Mamy przedstawioną osadę, w której czuć radioaktywny brud i smród. Widać że jedyne co ogranicza Millera to budżet. Choć jego wariackie wizje osiągną dopiero wyraźny szlif w tegorocznej części przygód szalonego Maxa to i tak już widać wizjonerstwo Millera. Na potwierdzenie ponadczasowości klimatu australijskiego filmu przytoczę fakt iż programiści z Bethesda Softworks przy tworzeniu pierwszych części kultowej sagi gier komputerowych "Fallout" jako źródło inspiracji wspominali obraz Millera. A to tylko nieliczni na których wpłynął omawiany tutaj film.


Mel Gibson to kolejny aspekt, który uległ zmianie w stosunku do poprzedniej części. Dziarski laluś z "jedynki" w "dwójce" dorasta. Zapuszcza zarost, mierzwi włos, obdziera swój znak rozpoznawczy czyli skórzaną kurtkę i rusza w drogę. Ostatnia scena jedynki dobrze zapowiada ewolucje postaci Maksa. Lalusiowaty glina staje się twardzielem, który najpierw strzela potem pyta.

Lecz jednak to nie jedyna ewolucja jaką przechodzi Max. W trakcie filmu przechodzi również przemianę z wycofanego tytułowego wojownika szos do herosa, postaci legendarnej. Cały film jest opowiedziany przez postać, która będąc dzieckiem uczestniczyła w wyzwoleniu swojej osady przez Maksa. Cała historia przypomina balladę. Co tylko podkreśla specyficzny "drogowy" klimat filmu. Sprawia to iż mamy do czynienia z klasycznym kinem drogi.

W drugiej części widać już wpływy Hollywoodu. George Miller umiejętnie to wykorzystuje. Pościgi i sekwencje akcji są jeszcze bardziej dynamiczne i zaskakujące niż w poprzedniku. Dekoracje i kostiumy są zapięte na przysłowiowy ostatni guzik. Jednakże tracimy sporo z "śmieciowej telenoweli" jaka dominowała w jedynce. Gdzieś zanika ten Australijski zapach prerii. Zostaje on zaduszony przez zapach Amerykańskiej benzyny.


Druga część Mad Maxa zawiera wszystkie cechy reprezentatywne dla całej serii, ale też i dla obrazów kina akcji lat 80. James Cameron i Ridley Scott w swoich filmach będą się stylistycznie zwracać do australijskiego mędrca George'a Millera. Warto pamiętać idąc na nową część iż "tory zostały już dawno położone".

Komentarze

Popularne posty