Plemię - Milczenie owiec



Język filmowy przed kilkoma dekadami wydawał się być najbardziej elastycznym środkiem przekazu treści. W XXI wieku nadeszło jednak bolesne zejście na ziemię. Kulturowy eskapizm i wszędobylska eklektyka spowodowały niesamowite skurczenie środków stylistycznych, jakimi posługuje się X-muza. Wystarczy spojrzeć na ostatnią sensację internetu czyli: „King Fury”, który próbując nawiązać dialog z kinem lat 80-ych,  zatrzymuje się tylko na poziomie parodii. Dzisiaj żeby kręcić filmy trzeba się niestety cofać. Na szczęście „Plemię” przypomniało mi, iż o miłości i przemocy da się opowiedzieć bez słów.

Niesłyszący Sergij zaczyna naukę w szkole dla głuchoniemych. Przenosi się do internatu. W nowym miejscu musi odnaleźć swoje miejsce w hierarchii narzuconej przez organizację zwaną Plemieniem – szkolną sieć uwikłaną w działalność przestępczą i prostytucję. Chłopak przekonuje się na własnej skórze o bezwzględności zasad, którymi kierują się osoby w Plemieniu. Przemoc, napady, prostytucja – tak wygląda ich codzienność. Aby zostać przyjętym w poczet członków Plemienia, a tym samym awansować w społecznej hierarchii, trzeba wykazać się zdolnościami w łamaniu prawa. Biorąc udział w kilku udanych kradzieżach, Sergij zapracowuje na nową, lepszą pozycję – zostaje alfonsem. Ma teraz pod opieką dwie dziewczyny, obsługujące nocą kierowców ciężarówek. Szybko zakochuje się w jednej z nich. Problem polega jednak na tym, że jego wybranka jest także dziewczyną szefa. Mimo to bohaterowie spotykają się potajemnie i zostają kochankami. Łamiąc w ten sposób kodeks Plemienia, stawiają się w sytuacji bez wyjścia.

Pierwsze dziesięć minut filmu, to wrzucenie widza w sam środek puszczy. Każdy aspekt języka filmowego zostaje podważony. Brak lektora i napisów skutecznie wyprowadzają widza w pole. Lecz jednak zaskakuje fakt jak szybko odnajdujemy się wśród głuchoniemych i uczymy się ich języka. Zawdzięczamy to pietyzmowi Miroslava Slaboshpitsky , który czasem buduje monstrualne dziesięciominutowe sceny, tylko po to aby widz zrozumiał „o co chodzi”. Ukraiński reżyser naprawdę mało zostawia nam miejsca na domysły, wprowadza widza w sam konkret. W sam środek plemienia.

To co chce nam przekazać film można by było zawrzeć w dwóch tezach. Pierwsza to taka, że jedyne co nas odróżnia od zwierząt to język. To jest nasze narzędzie do ukazywania miłości i emocji. W „plemieniu” wszystko jest wyjałowione z emocji. Nawet kiedy protagonista zakochuje się w swojej koleżance, to i tak ich miłość sprowadza się do seksu (na dodatek zostaje on pokazany w filmie dość zwierzęco). Druga teza natomiast objawia się w parafrazie słynnego cytaty z pierwszego „Obcego”: „W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku”. Młodzi degeneraci, odszczepieńcy, wykluczeni ze świata tworzą własne społeczeństwo na wzór tego co znają, a że znają tylko biedę i przemoc… Każde ich działanie jest tak naprawdę coraz większym szamotaniem się w szambie, i wołaniem o pomoc, które w przenośni  i dosłownie nikt nie słyszy.

Podoba mi się jak skonstruowany jest protagonista. Jego przemiana z niewinnego chłopca do brutalnego osiłka trwa jakieś 20 minut. Dopiero namiastka miłości jaką obdarzy swoją koleżankę zmusi go do umownej refleksji nad swoim postępowaniem. Daleko więc mu od klasycznego "underdoga", który infiltrując środowisko jednocześnie by je niszczył. Nie u reżysera przemoc to wygoda. To nowe telefony, ciuchy, pieniądze a co najważniejsze poczucie władzy. Slaboshpitsky nie pozostawia swoim postaciom nadziei, nie usprawiedliwia ich, po prostu z dokumentalną pasją pokazuje kurestwo (inne słowo tu nie będzie pasować) świata przedstawionego w filmie.

„Plemię” to film depresyjny, brutalny. Nie ma w nim kolorów, nadziei. Wszystko to sprawia iż czeka się aż reżyser popełni jakiś fałszywy krok, zagra fałszywą nutę i z artysty zmieni się w manipulatora. Nic takiego jednak się nie wydarza. Sceny szokują (Przy jednej z nich miałem ochotę wybiec z kina, a dużo rzeczy w kinie już widziałem) tak mocno jak u czołowych psychopatów kina takich jak Michael Haneke czy bliższy naszym sercom Wojtek Smarzowski. Podkreśla to wszystko owy krąg przemocy w którym są zamknięci nasi bohaterowie.

Film ukraińskiego twórcy nie wywraca do góry nogami kina. Ale jest wyraźnym sygnałem iż o wyświechtanych rzeczach trzeba opowiadać w jak najprostszy sposób. Ja to kupuje i będę obserwował dalsze prace reżysera. Obiecałem sobie też iż nauczę się pisać jego nazwisko.  Z dnia na dzień idzie mi coraz lepiej
Ocena:7/10

Komentarze

Popularne posty